Anna Burzyńska - AKOMPANIATOR
Spektakl Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp.
reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz
scenografia: Dawid Załęski
konsultacja wokalna: Ewa Iżykowska
Obsada:
Hanna Śleszyńska (Amelia – śpiewaczka)
Jan Jankowski (Leon – akompaniator)
Czas trwania: 1 godz. 20 min. (bez przerwy)
Data premiery: 14 listopada 2009
Bohaterów sztuki jest dwoje: wielka śpiewaczka operowa i skromny, ukryty w jej cieniu, akompaniator. Pianista akompaniuje śpiewaczce od trzydziestu lat i kocha się w niej beznadziejnie, nigdy jednak nie odezwał się do niej ani słowem. Wreszcie postanawia przemówić i wyznać jej swoje uczucie. Wybiera do tego jednak najmniej odpowiedni moment. „Akompaniator” to znakomita komedia, pełna napięcia i zaskakujących zwrotów akcji. Ta „uwertura na kobietę, mężczyznę i fortepian” podejmuje w przewrotny i ironiczny sposób temat wielkiej namiętności, której towarzyszy piękna muzyka i bardzo dużo absurdalnego humoru.
Burzyńska napisała świetnie skrojoną farsę o niedobranych partnerach erotycznych. Oto pewnego dnia na próbie wokalnej, już nie pierwszej młodości gwiazdy operowej, milczący i potulny jak dotąd pianista, buntuje się i wyznaje diwie skrywaną od 30 lat miłość. U Chrapkiewicza nie ma żadnych "izmów", tylko jest chłop i jest baba. Agresywny, nieudacznik-impotent i starzejąca się, zmanierowana kobieta. Oboje śmieszni, utkani z kompleksów i natręctw. Chrapkiewicz brawurowo dokopuje się do fundamentalnego przesłania "Akompaniatora", które brzmi: "Bo największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz", widzi w nim tylko błyskotliwą sztukę konwersacyjną o nieskonsumowanej miłości z operowymi ciekawostkami w tle. W tej strategii świetnie sprawdza się obsada: Hanna Śleszyńska w roli diwy ma temperament i charakterek jak trzeba, wiarygodnie wypada zwłaszcza w scenie propozycji dzikiego seksu na pianinie. O Boże, ten głos, ta desperacja... A na bis naprawdę śpiewa arię, może nie jak Maria Callas, ale wrażenie i tak robi. Jan Jankowski dzięki paru trikom z charakteryzacją (tłuste, ulizane na boczek włosy, grube okulary, byłej epoki garniturek) przeistacza się bez trudu w księgowego o duszy melomana, a może odwrotnie: w melomana o fantazjach księgowego i śmieszy, tumani, przestrasza. Chrapkiewicz jak ognia unika czułostkowości, wyciska z każdego dialogu maksimum komizmu. I patronują mu nie żaden Fosse z Ionesco, jak u Opalskiego, tylko Suskind z "Kontrabasistą" i Cwojdziński z "Hipnozą". Bo nauczyciel teatralności, fachura, od sztuk trzymających na scenie pion, doskonale wie, kiedy "intelekt" i "erudycję" można sobie odpuścić. Ano wtedy, kiedy szykuje się męskodamski ambaras. To nie jest wiedza uniwersytecka, ale jak mawiał klasyk: "Albercik, to działa, to działa..."
Łukasz Drewniak
Źródło: Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp.